Czesław Janczarski "Jak Wojtek został strażakiem" (Nasza Księgarnia)

Pamiętam jak w pierwszej klasie szkoły podstawowej, kiedy omawialiśmy lekturę „Jak Wojtek został strażakiem”, w ramach pracy domowej mieliśmy zadane narysować wóz strażacki. Ile ja się wtedy upłakałam! Za nic w świecie nie potrafiłam wykonać tej ilustracji, zupełnie mi ten pojazd nie wychodził. Na szczęście - mama pomogła. Do tej pory jednak wspominam to nieszczególnie miło. W taki oto sposób niewielka książeczka utkwiła mi mocno w pamięci. 

Wydana po raz pierwszy w 1950 r. wierszowana opowieść Czesława Janczarskiego trzyma się mocno w kanonie lektur szkolnych dla najmłodszych uczniów. Czy słusznie – o tym można podyskutować. Do moich ulubionych, niestety, nie należy.

Tekst nie jest trudny, łatwo w nim dziecku wyodrębnić postaci, miejsce akcji, kolejne  zdarzenia. Ocena postępowania głównego bohatera - chłopczyka, który marzył o tym, by zostać strażakiem i uratował niemowlę z płonącego domu - nie powinna nastręczyć trudności. Na pewno nie można odmówić utworowi bogactwa środków stylistycznych. Na przykładzie  „Jak Wojtek został strażakiem” łatwo pokazać uczniom epitety, porównania, wykrzyknienia, onomatopeje. Można skupić się na gromadzeniu słownictwa związanego ze strażą pożarną, czy wymienianiu cech charakteru postaci. Dodatkowo to świetny materiał do ćwiczenia ortografii. Pomysłowy nauczyciel ma szerokie pole do popisu.

Nie sposób jednak nie zauważyć, zawartej w tekście tendencji. Oto jak autor przedstawił jednostkę OSP w Kozich Różkach: „mają sprzęt strażacki, bogaty, nie skąpy”, „strażacy tutaj – to sam kwiat młodzieży”, „nasza straż jest pierwsza – choćby szmat był drogi”, „nie lubi próżnować orkiestra strażacka” itp. Wszystko jest najlepsze, najszybsze, na wysoki połysk. Utwór Czesława Janczarskiego nieco trąci myszką, wymaga wyjaśnień niezbędnych dla współczesnego małego czytelnika. Chata kryta strzechą, łóżeczko z wikliny, zawód kowala,  bicie w dzwon na alarm, żniwa przy udziale wszystkich rąk zdolnych do pracy, pozostawianie w domach dzieci samych – to realia dziś nam obce.  

Pomijając już  powyższe zastrzeżenia, mamy  w sumie ponadczasową opowieść o spełnianiu marzeń, poświęceniu i odwadze. Który bowiem chłopiec, niezależnie o miejsca i czasu, choć przez chwilę nie chciał być strażakiem… 

Nowe wydanie popularnej lektury uświetniają proste, jakby dziecięcą ręką narysowane, kolorowe ilustracje Marianny Sztymy. Mając taki wzór przed sobą, bez problemu, bez łez namalowałoby się wóz strażacki, czy bohatera w złotym hełmie w szkolnym zeszycie.
Duża czcionka, poręczny format, niska cena to cechy serii „Moje poczytajki”, w której przypominane są „stare” książeczki, lektury naszego dzieciństwa, po prostu klasyka. Do niej zalicza się właśnie „Jak Wojtek został strażakiem”. Warto zwrócić na to uwagę, kompletując dziecięcą biblioteczkę. 

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież