Wywiad z Anną Grzyb, autorką książki "Życie z drugiej ręki"

  • Drukuj

 „Uwielbiam rozmawiać z czytelnikami” -wywiad z Anną Grzyb. 

 
 Od kilku lat z pasją poleca polską literaturę na blogu „Pisaninka”, wyróżnionym przez czytelników w konkursie „Najlepszy blog książkowy” w 2014 r. Pisze artykuły prasowe, patronuje licznym powieściom obyczajowym i poleca publikacje dla dzieci. Prywatnie – jest mamą trójki pociech i szczęśliwą żoną, zakochaną i zaczytaną po uszy. Niedawno ukazała się jej debiutancka książka „Życie z drugiej ręki” - gościem naszego portalu jest Anna Grzyb.

 

- Witaj, Aniu. Kogo jak kogo, ale Ciebie do czytania książek naszych rodzimych autorów przekonywać nie trzeba. Można wręcz powiedzieć o Tobie, że jesteś ambasadorką polskiej literatury, specjalistką od powieści obyczajowych. Kiedy i w jaki sposób zaczęła się Twoja fascynacja nimi?

 -Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Chyba zaczęło się od powieści Katarzyny Grocholi i Moniki Szwai, wiele, wiele lat temu. Później zapoznałam się z książkami Katarzyny Michalak, trafiłam też na jej blog. I sama zaczęłam prowadzić stronę z opiniami o książkach. Początkowo na mojej pierwszej Pisanince, z czasem przeniosłam się na blogspot i obecnie tu publikuję recenzje. Polskie obyczajówki są często wbrew pozorom naprawdę dobrymi powieściami, mają przesłanie i drugie dno. 

- Twój wkład w promowanie polskiej twórczości jest ogromny, zapytam jednak też o zagranicznych pisarzy. Masz swoich ulubionych?

- Cenię twórczość Agathy Christie, Stephena Kinga, Jonathana Carrolla, Lucy Maud Montgomery, Emily Bronte. Ostatnio szalenie przypadły mi do gustu książki: „Żona tygrysa” Tei Obreht i „Ballada Lili K” Blandine Le Callet. 

- Czy Twoja doba ma „ekstra godziny”? Przyznam, że podziwiam jak udaje Ci się pogodzić intensywne czytanie, pisanie opinii, organizowanie konkursów ze sprawami domowymi i rodzinnymi. A to przecież jeszcze nie wszystkie aspekty życia. 

- Niestety nie mam jakiegoś specjalnego sposobu na rozciągnięcie doby. Czytam zazwyczaj późnym wieczorem, czasem zarywam noce dla tej czy innej wciągającej lektury. Pracuję bez ograniczeń czasowych na szczęście, kiedy dzieci są w szkole i w przedszkolu mogę sobie pozwolić na pisanie, czy to recenzji, czy artykułów. W międzyczasie zajmuję się sprawami domowymi, po południu sprawdzam lekcje, rozmawiam z dziećmi. Bez pomocy męża i mojej „wesołej trójeczki pociech” na pewno nie dałabym rady oddawać się swojej pasji. 

 - Zadebiutowałaś niedawno jako autorka powieści obyczajowej, w której pokazujesz zwyczajne życie szarej kobiety w małym miasteczku. Znakomicie udało ci się odmalować specyfikę lokalnej społeczności. Co było najtrudniejsze w pracy nad książką?

-Wszystko! Nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać i to faktycznie widać w tej powieści. Najtrudniej jednak było usiąść i pisać, bo choć zaczęłam ją tworzyć w miarę spokojnych warunkach-przebywałam wówczas w szpitalu-to w moim domu niełatwo było znaleźć ciche miejsce do pisania dalszego ciągu. Autor jest skazany na samotność, pracuje w skupieniu, jest sam ze sobą i swoimi myślami, a to nie do końca mi odpowiada. Potrzebuję kontaktu z ludźmi, dlatego uwielbiam rozmawiać z czytelnikami. 

- W „Życiu z drugiej ręki” znajdziemy wiersze bohaterki z nastoletnich czasów oraz kołysanki nucone dzieciom. Ułożyłaś je na bieżąco do powieści, czy skorzystałaś z własnej „szuflady”?

-Korzystałam z szuflady. Kołysanki pisałam dla moich dziewczynek, mój syn miał nawet do mnie o to pretensje, że w tej książce nie ma chłopca, któremu główna bohaterka mogłaby śpiewać „jego rymowankę”. Wiersze pisywałam w czasach szkoły podstawowej, głównie dla koleżanek, na zamówienie, i w szkole średniej i to one znalazły się w tej powieści. 

- Zamierzasz opisać dalsze losy Anity, planujesz też zupełnie inną historię. A może wydasz coś swojego autorstwa dla dzieci?

- Dalsze losy Anity na pewno powstaną, znam już zakończenie jej historii. Bardziej rozbuduję relację z matką i z mężem. Druga książka, niezwiązana z debiutem, jest już ukończona. Ta skierowana do młodszego czytelnika również. Pozostaje tylko cierpliwie czekać. 

- Ostatnio popularne są kursy kreatywnego pisania, poradniki „jak pisać”. Czy według Ciebie tego można się nauczyć?

- Pewnie tak. W ostatnich tygodniach czytałam kilka takich poradników i myślę, że warto po nie sięgnąć, chociażby po to, by zrozumieć, jak ważna jest cierpliwość i pokora w tym zawodzie. Znam kogoś, kto pisze od kilkunastu lat, na początku nie szło mu to zbyt dobrze, a dzisiaj wychodzi mu to całkiem nieźle. Uważam jednak, że w każdą wykonywaną czynność należy wkładać serce i jeżeli nie kochamy tego, co robimy, nic z tego nie będzie. Czytelnik wyczuje, że brakuje nam radości z tworzenia. Nikt z nas nie jest jednak doskonały, warto słuchać rad innych, stale się rozwijać i ćwiczyć. Moje pierwsze opinie… dzisiaj napisałabym zupełnie inaczej. Mam poczucie, że nie stoję w miejscu, a to dla mnie najważniejsze. 

- Blog „Pisaninka” prowadzisz już 7 lat, na przestrzeni tego czasu na pewno wiele trendów i zjawisk w blogosferze zaobserwowałaś. Podzielisz się krótko refleksjami na ten temat?

 -Blogosfera to specyficzne środowisko, pełne zawiści i zazdrości. Ludzie nie wybaczają tym, którzy odnoszą sukces, za to pamiętają doskonale najmniejsze nawet błędy. Internet to miejsce, w którym nikt nie liczy się z uczuciami innych, nie widać tu bowiem lęku, łez, emocji atakowanych. Jest tylko ekran komputera i ten moment, w którym można wyzbyć się frustracji i wyżyć na kimś słabszym. Czerpać z tego radość i satysfakcję. Z drugiej strony znam też wielu blogujących, którzy są normalnymi, zrównoważonymi osobami. Cieszą się z tego, że koledze po piórze się układa, że spełnia marzenia. Trzymają za niego kciuki i życzą jak najlepiej. Nie obmawiają za plecami. 

 - Gdybyś mogła cofnąć czas, do jakiego momentu wróciłabyś, co byś zmieniła?

-Nie zmieniłabym niczego, jestem szczęśliwym człowiekiem, ponieważ cieszę się z małych sukcesów, jednocześnie wyciągając wnioski na przyszłość z porażek. Uważam, że wszystko w naszym życiu jest „po coś”. Chciałabym jednak wrócić do jednego momentu… dopiero teraz o tym pomyślałam. Trzynaście lat temu zapadłam w śpiączkę cukrzycową, chciałabym wrócić do tego dnia i znaleźć kogoś, kto zająłby się moją prawie trzyletnią córeczką. Praktycznie została wówczas sama, gdy ja straciłam przytomność i nie wiem, co robiła przez dwie, może trzy godziny, do czasu powrotu mojego męża z pracy. To bardzo osobista odpowiedź, ale szczera. Nie umiem odpowiedzieć inaczej. 

- Teraz dla odmiany przenieśmy się w przyszłość. Gdzie i jak widzisz siebie za np. 10 lat?

- Za 10 lat… nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Mogę powiedzieć, że chciałabym być sławna i bogata, ale to nie byłaby prawda. Chciałabym, by moje dzieci miały dobry start w dorosłość, byśmy z mężem byli zdrowi i zadowoleni z życia. Chciałabym oczywiście pisać, wydawać kolejne powieści i żebyśmy nie musieli martwić się o jutro. Tylko tyle i aż tyle. 

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

 

Rozmawiała: Agnieszka Grabowska