Wywiad Agnieszki Lingas - Łoniewskiej z autorami "Isabelle" - MariuszemWieteską i Sabiną Waszut

  • Drukuj

 Agnieszka Lingas-Łoniewska:

Witam serdecznie. Rozmawiamy przy okazji premiery Waszej wspólnej powieści „Isabelle”, nad którą nasz portal objął patronat. Jestem po lekturze tej książki, niedawno ukazała się też recenzja na naszej stronie Czytajmy Polskich Autorów i muszę przyznać, że bardzo jestem ciekawa osób, które napisały tak magiczną powieść. Czy pamiętacie kto wpadł pierwszy na ten pomysł?

 

Sabina Waszut: Powinnam powiedzieć, że Mariusz, bo to ja usłyszałam od niego „a teraz piszemy książkę”. Myślę jednak, że pomysł na wspólną powieść zakiełkował już wcześniej. Znałam jego książki, on czytał moje miniatury i chyba wspólnie poczuliśmy,  że z tej mieszanki stylów może powstać coś fajnego.

 
Mariusz Wieteska: Nikt nie wpadł. Pomysł się urodził, to „wpadka” dwóch osób, które mają wspólne zainteresowania, aspiracje i wspólny cel. Dlatego też pomysł stał się dzieckiem, które na plaży buduje zamki z piasku. Te zamki, powstałe dzięki wyobraźni są prawdziwe.

 

ALŁ.: Jak wyglądał proces twórczy, czy możecie zdradzić (oprócz tego, co znajdziemy w posłowiu) jak pisze się książkę w duecie?

SW:  Nie miałam wcześniej doświadczenia w „samodzielnym pisaniu”, więc plusy i minusy pisania w duecie uznałam za naturalne. Oczywiście spory były codziennością, ale w marę szybko dochodziliśmy do porozumienia. Na początku było też kilka problemów czysto technicznych, np. nie miałam pojęcia, jak zrobić półpauzę.  

MW: Piszę się trudno i łatwo. Trudno bo nieraz kłótnia, a może spór przyćmiewał ideę, która była motorem do powstania książki. Ale najczęściej było łatwo, bo przy powstawaniu powieści towarzyszył nam wspólny śmiech, który łączył mnie ze współautorką w chwilach, kiedy byliśmy oboje bezradni. Zaprzyjaźniliśmy się dzięki trudnościom, zamkniętym, jak kamień w pierścionku. Ów powstały pierścionek, daje satysfakcję, bo powstał z niczego, a jednak dzięki czemuś.

 

ALŁ: Dlaczego akurat Prowansja i dlaczego lata 20-ste?

SW: Uwielbiam lata 20-te. Myślę, że to była wymarzona epoka dla osób z artystyczną duszą. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba ja umieściłam akcję w tym czasie i miejscu. Mało we mnie współczesności, a dzięki Isabelle mogłam „pomieszkać” w czasach, które są mi bliskie.

MW: A dlaczego nie? Czy jesteśmy tak uwiązani przez rzeczywistość, by nie móc wyobrazić sobie miejsc, w których chcielibyśmy być?

 

ALŁ: Co najbardziej lubicie czytać? Ulubiony gatunek, autor?

SW: Nie mam ulubionych autorów. Mam ukochane książki, takie które we mnie pozostały, coś zmieniły. Nie liczę tego, ale myślę, że najczęściej wracam do „Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Bronte.

MW: Moim ulubionym autorem jest pisarz-magik. On nie pyta, patrzy na Ciebie i pisze na maszynie, albo trze palcami i wyciąga myśli z głowy czytelnika. Niestety, wszyscy tacy pisarze umarli w XX wieku, ewentualnie - mogę powiedzieć - o H. Murakami. Kto zna tego japońskiego autora, wie, że poprzez prostotę wypowiedzianych czy napisanych słów powstaje cegła, która służy do wybudowania wieżowca o nazwie: „ Mam refleksję”.

 

ALŁ: Mariusz, ty nie jesteś debiutantem, masz za sobą już kilka powieści i innych publikacji. Jak pracowało ci się z Sabiną?

MW: Pracowało mi się dobrze - to jedno z tych zdań, które nie powstało dzięki fikcji literackiej.

 

ALŁ: Sabino, a dla Ciebie czym jest ta książka, oprócz tego oczywiście, że to Twój debiut?

SW: „Isabelle” jest  dla mnie przejściem przez bramę z napisem „potrafię”.

 

ALŁ: Nad czym teraz pracujecie?

SW: Próbuję przelać na papier historię, w cieniu której dorastałam.

MW: Myślę, że Sabina i ja pracujemy nad tym , by osiągnąć sukces.

 

ALŁ: Czy planujecie ponowną wspólną pracę nad kolejną powieścią?

SW: Tej też nie planowaliśmy, a powstała. Wszystko się może zdarzyć.

MW: To tajemnica.

 

ALŁ: Oprócz pisania, jakieś inne pasje, hobby, upodobania?

SW: Wiele rzeczy mnie pociąga. Lubię czegoś dotknąć, spróbować. W tym roku odkryłam Jogę. Wcześniej były chwile z rysunkiem, szyciem, fotografią. Podczas ostatnich wakacji  zakochałam się w Bieszczadach.   Uwielbiam herbatę, koniecznie mocną, gorzką i czarną.

MW: Oczywiście, że są, po odpowiedzeniu na Twoje pytania, muszę ugotować obiad.  Mam pomysł na żeberka, ale nie w miodzie.