Wywiad z Aliną Krzywiec, autorką książki "Tu jeszcze nie raj".

Rozmowa Magdaleny Knedler z Aliną Krzywiec, autorką powieści Tu jeszcze nie raj

 

Alina Krzywiec w swojej najnowszej powieści porusza temat kontrowersyjny i z pewnością dla wielu Polaków niewygodny. Mówi bowiem o katolickim fanatyzmie... Znamy to, prawda? A jednak warto wspomnieć, że Alina Krzywiec ani na chwilę nie zajmuje stanowiska zatwardziałej ateistki. Z jednej strony mówi o tym, że jest lewicującą feministką, a z drugiej, że bliskie są jej chrześcijańskie wartości... W swojej powieści ukazuje bohaterkę, która usiłuje wyzwolić się z rygorystycznych reguł i znaleźć kompromis między wiarą w Boga, a... wolnością i samodzielnym myśleniem.

 

Z Aliną Krzywiec rozmawiam o jej najnowszej – bardzo nietuzinkowej i odważnej książce Tu jeszcze nie raj

 

Magdalena Knedler: Tu jeszcze nie raj to Twoja trzecia książka. I trzecia kreacja nietuzinkowej bohaterki, która w niczym nie przypomina Marii B. Z Długiej zimy w N. i Marty Żółkiewskiej z Kolebki. Maria B. uznałaby pewnie Erykę Papicką za „świętoszkowatą”, a Marta Żółkiewska – za kobietę pozbawioną charyzmy (taką kobitkę bez jaj). A jak Ty patrzysz na Erykę?

 

Alina Krzywiec: Widzę kobietę, która straciła cierpliwość. Królewnę, która obudziła się ze snu i wcale jej się nie podoba to, co widzi. Stara się więc ponownie zasnąć, ale im mocniej zaciska powieki, tym jej trudniej. To osoba, dla której liczą się takie wartości jak lojalność, przyjaźń, tolerancja, Bóg, a jednocześnie ktoś zalękniony, kto bezpieczeństwa poszukuje w świecie restrykcyjnych reguł.

 

M. K.: Bo boi się dokonywać własnych wyborów?

 

A. K.: Tak. Bo świat restrykcyjnych reguł, to świat, który zwalnia ludzi od podejmowania decyzji, zdejmuje ciężar odpowiedzialności za własne wybory, pozbawia dylematów, w zamian wymagając jedynie bezrefleksyjnego podporządkowania. 


M. K.:
Podczas lektury wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy Eryka da radę wyzwolić się z tej spirali hipokryzji, czy się w końcu postawi, tupnie nogą, zwinie manatki... Jaka była Twoja intencja? Chciałaś, by Eryka czytelników (czytelniczki?) irytowała, czy raczej pokazywała pewną postawę wobec świata, wcale nie tak rzadko spotykaną w „realu”?

 

A.K.: Nie chciałam, żeby Eryka irytowała, zresztą ona i tak wydaje mi się najsilniejszą ze wszystkich moich bohaterek, mimo że tak niejednoznaczna. Myślę, że w Twoim pytaniu sprzeczność jest pozorna...

 

M.K.: ...Czyżby?:)

 

A.K.: Owszem :) Eryka reprezentuje dość powszechną, moim zdaniem, postawę wobec świata i to właśnie ta postawa – brak zdecydowania, czasem sprzeczne pragnienia, chwiejność, oportunizm, przymykanie oczu na hipokryzję – może drażnić. Na dodatek, ale tego nie dało się uniknąć, bo chciałam, żeby Eryka była wielowymiarową postacią z krwi i kości, ona może irytować zarówno osoby wierzące, religijne, jak i osoby, którym religia jest obojętna, aż po ateistów, czy też ludzi o nastawieniu antyklerykalnym. 

 

M.K.: Rzeczywiście, masz rację. Sporo ryzykowałaś, wybierając taki temat...

 

A.K.: Lista grup, którym mogę się tą książką narazić z zupełnie różnych powodów jest naprawdę długa. 


M.K.: Interesuje mnie bardzo research... Piszesz w Tu jeszcze nie raj o wspólnocie katolickiej, której członkowie ocierają się o fanatyzm, są zakłamani, ukrywają swoje własne grzeszki pod pozorem teatralnej świętości, porywają się na wielkie gesty, a tak naprawdę tylko obserwują, oceniają i potępiają innych. Na pierwszej stronie zastrzegasz, że wszelkie podobieństwo do autentycznych osób i zdarzeń jest przypadkowe. Ale przecież... Nie wzięłaś tego – nomen omen – „z nieba”…

 

A.K.: Będąc nastolatką, przeżyłam fascynację Ruchem Odnowy w Duchu Św. Była to krótka, ale niezwykle intensywna przygoda. Poznałam wtedy mniej oczywistą twarz katolicyzmu. 

 

M.K.: Spisałaś swoje wspomnienia?

 

A.K.: Czerpałam z tych doświadczeń, ale bazowałam raczej na wspomnieniu specyficznej atmosfery niż rzeczywistych zdarzeniach czy konkretnych osobach. Od kiedy mniej więcej trzy lata temu wpadłam na pomysł Tu jeszcze nie raj, codziennie wchodziłam na jakieś prawicowe forum. Przez dwa lata, dzień po dniu, myślałam o tej książce, nie pisząc ani zdania, nie robiąc ani jednej notatki. Starałam się tylko poznać funkcjonowanie zamkniętych grup, sposób myślenia ich członków. Zauważyłam, że wiele łączy mnie, lewicującą feministkę...

 

M.K.: A jednak...

 

A.K.: …Z wielodzietnymi matkami, konserwatywnymi katoliczkami. Naprawdę, o wiele więcej niż byłabym skłonna, one pewnie też, przypuszczać. Mamy podobne podejście do naturalnego porodu, żywienia dzieci, edukacji domowej, przywilejów socjalnych, wysoko cenimy spędzany z rodziną czas. Zresztą mam już takie doświadczenia, że świetnie się z kimś dogaduję, aż do czasu, gdy przechodzimy do kwestii światopoglądowych. Mimo że bardzo cenię sobie kręgi katolickiej inteligencji, czytam regularnie Tygodnik Powszechny, zaglądam do Więzi, a etyka chrześcijańska jest mi bliska, mój sprzeciw wzbudzają wszelkie formy religijnego przymusu i nachalne, manifestacyjne epatowanie symbolami religijnymi w przestrzeni publicznej. Tylko uwarunkowania kulturowe, to, że żyjemy w Polsce zadecydowało o tym, że akcja osadzona jest akurat w środowisku ultrakatolickiej wspólnoty, fanatycy funkcjonują podobnie pod każdą szerokością geograficzną. 


M.K.: Eryka jest rozdarta między wspólnotowym pragnieniem „igrzysk”, a autentyczną wiarą. Jej wątpliwości nie dotyczą kryzysu wiary, a raczej wynikają z rozczarowania systemem. Eryka wierzy w Boga, ale oddala się od katolickich dogmatów. Są Ci bliskie jej poglądy?

 

A.K.: Moim zdaniem religia nie jest sprawą publiczną, przeciwnie – wręcz intymną, dlatego nie odpowiem na to pytanie wprost.

 

M.K.: Może być metaforycznie. Wtedy będziemy miały dowolność interpretacji...:)

 

A.K.: Zadam Ci inne pytanie – czy ktoś, kto jest zdania, że poglądy religijne powinny pozostać osobistą kwestią sumienia może NIE BYĆ rozczarowany systemem? Nie bez powodu w książce pojawia się postać ojca Eryki, luteranina, który daje pewne wskazówki jak można żyć w zgodzie i z Bogiem i z ludźmi jednocześnie. 


M.K.: No dobrze, to teraz zapnijmy pasy... Wymierzasz ostrze w przeciwników in vitro, w mężczyzn, którzy z głupiego uporu nie chcą badać nasienia, w oponentów leczenia hormonalnego... W każdej Twojej książce pojawia się bohaterka, której droga do macierzyństwa nie jest usłana różami. Monika z Długiej zimy w N. i Marta z Kolebki przeżyły poronienia, Eryka z Tu jeszcze nie raj nie jest w stanie w ogóle zajść w ciążę. Masz w sobie wiele empatii dla kobiet, które nie mogą zostać matkami...

 

A.K.: Jesteś bardzo wnikliwą czytelniczką. 

 

M.K.: Taka robota...

 

A.K.: Nie chciałabym znowu uchylać się od odpowiedzi, ale też nie lubię publicznie roztrząsać tak prywatnych kwestii. Empatia dla kobiet, które borykają się z problemem niepłodności lub poronień ma swoje źródło w osobistych doświadczeniach. Cieszę się, że rozwój medycyny umożliwił mi zostanie mamą. Nigdy nie napisałam wprost o swojej walce o dziecko, poruszam się po obrzeżach tej tematyki, a mimo to czuję, że już ten motyw wyczerpałam. Z prawdziwą ulgą przyjęłam fakt, że w powieści, nad którą pracuję, żadna z bohaterek nie traci ciąży, ani nie stara się w nią zajść. 


M.K.: Teraz zapytam o Tomasza, męża Eryki. Naprawdę, bywały chwile, kiedy miałam ochotę mocno nim potrząsnąć. Tomasz jest mistrzem hipokryzji, manipulacji, topi się w swoich kłamstwach i ambicjach. A jednak bywa chwilami całkiem miły, Eryka lubi chronić się w jego ramionach, bo on – mimo iż obłudny – daje jej poczucie bezpieczeństwa. Myślisz, że wielu jest takich ludzi, którzy dla świętego spokoju przymykają oczy na kłamstwa i sztuczność? Są gotowi pogodzić się z brakiem szczerości w związku?

 

A.K.: Myślę, że wiele osób tkwi w kłamstwie, stosując psychologiczne mechanizmy obronne, mało kto przyzna przed samym sobą wprost „no dobra, jestem z nim, chociaż go nienawidzę, chociaż go dawno nie kocham, chociaż kompletnie nam na sobie nie zależy, ale jestem z nim, bo żal mi tych lat”. Podejrzewam, że ludzie mają raczej tendencję przekłamać samym sobie ten komunikat tak, żeby przyczepić się jakiejś wartości i na tym abstrakcie powiesić swój nieszczęśliwy los. Mówią wtedy np. „jestem z nim, bo najważniejsza jest trwałość małżeństwa, dla dobra dzieci”. Te chowane w chłodnym, lub wręcz wrogim, domu dzieci guzik ich obchodzą, ale stanowią znakomitą wymówkę. 

 

M.K.: To trochę jak choroba. Pewna forma nałogu... I manipulacja.

 

A.K.: Cały mechanizm uzależnienia od kogoś opiera się o ten właśnie haczyk, że manipulant nie jest wyłącznie zły, ma także cechy dobre. Tomasz miał Eryce zapewnić stabilizację, być dla niej gwarantem nienaruszalnych wartości. W pewnym momencie mówi przewrotnie o swoim mężu, że ma wiele wad, z których najgorszą jest to, że rygorystycznie przestrzega przykazań. I tu dochodzimy do sedna – ten rygoryzm zabija ducha miłosierdzia. 


M.K.: Dla Tomasza widzisz w ogóle jakąś szansę na „oświecenie”? Czy jest to raczej ten typ, który nigdy nie otworzy oczu na prawdę, bo z prawdą o sobie samym byłoby mu zbyt niewygodnie?

 

A.K.: Do Tomasza przemówiłyby dwa argumenty – głos Boga i chęć osobistych korzyści.

 

M.K.: Cudownie...

 

A.K.: Na wszystkie inne pozostaje głuchy jak pień. Nie ma ani grama autorefleksji, jego metodą radzenia sobie z przeciwnościami jest manipulowanie innymi. Wydaje mu się, że omami Erykę obietnicami, ale nie zauważa, że ona już nie wyraża zainteresowania tym, co chce jej dać. Próbuje ją zatrzymać przy sobie wmawiając jej, że pozostanie istotnym elementem świata tylko będąc częścią jego samego. Jestem w stanie sobie wyobrazić sytuację, gdy spragniony cudów Tomasz poskramia swoje ambicje na skutek czegoś, co odczytuje jako boski przekaz...

 

M.K.: Bo czułby się wybrańcem...

 

A.K.: Tak, źródłem tego zachowania nie byłaby wiara sama w sobie, lecz poczucie wyjątkowości, bycia wybranym przez Boga, pycha proroka. Zresztą w książce pojawia się sytuacja, gdy przyznaje się do słabości, lecz tylko po to, by wzbudzić aplauz innych członków wspólnoty, daje świadectwo, które właściwie staje się świadectwem kłamstwa i cynizmu. Nie widzę nadziei na „oświecenie” dla człowieka, który delektuje się poczuciem kontroli, złudnej zresztą, a nie zauważa, co przeżywa najbliższa mu osoba. Oczywiście, gdyby Tomasz uznał, że opłaca mu się być uczciwym, sprawiedliwym, tolerancyjnym, mógłby rozważyć pewną przemianę, lecz – znów – motywacją byłyby osobiste korzyści, nie uczciwość, sprawiedliwość, tolerancja. 


M.K.: W pewnym momencie Eryka mówi, że jeśli ktoś w dzieciństwie nasiąknie jadem, będzie go później sączył przez resztę życia. Zgadzasz się z tym?

 

A.K.: Niezupełnie. Zgadzam się oczywiście z tym, że dzieciństwo to kluczowy okres dla kształtowania naszych wyobrażeń o świecie i krzywdy doznane w dzieciństwie wywierają piętno na dorosłym życiu, a w najgorszym razie podlegają społecznemu dziedziczeniu, zgodnie z zasadą „ofiara będzie oprawcą”. Pogląd Eryki rozszerzyłabym jednak o warunek - „o ile nic z tym nie zrobi”. Bo wierzę równocześnie, że większość ludzi poprzez pracę nad sobą może polubić siebie i nauczyć się czerpać radość z życia w każdym wieku. Większość, nie znaczy, że każdy. Wychowując dzieci, coraz częściej dostrzegam, jak skomplikowaną istotą jest człowiek.


M.K.: Świetnie poruszasz się w różnych stylistykach i skrajnie odmiennych tematach. Nie lubisz się powtarzać. Jakie są Twoje plany na kolejną powieść?

 

A.K.: Napiszę tę powieść na złość mądralom tak, jak nikt już dziś nie pisze, bo przyjęta forma narracji nie jest „sexy”, trąci sentymentalizmem. I – tu Cię chyba nie zaskoczę – będzie to książka inna od swoich trzech poprzedniczek w formie, ale tak samo drapieżna w przekazie. Nie zamierzam się tym razem spieszyć, ta historia musi okrzepnąć, jestem w trakcie researchu, zaprzyjaźniam się z moimi bohaterkami. Daję nam czas na rozmowy i muszę przyznać, że coraz chętniej do mnie mówią, choć na razie raczej szeptem.

 

M.K.: Mam nadzieję, że wkrótce przemówią pełnym głosem:) Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież