Izabela Żukowska "Skazy" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)

Kiedy pod koniec ubiegłego roku przeczytałam powieść Trzy odbicia w lustrze Zbigniewa Zborowskiego, wydawało mi się, że upłynie sporo wody, zanim ponownie trafię na tak doskonale napisaną i porywającą sagę. Myliłam się. I choć Trzy odbicia w lustrze nadal zajmują pierwsze miejsce w moim prywatnym rankingu „pokoleniówek”, to muszę przyznać, że Skazy Izabeli Żukowskiej również wywarły na mnie ogromne wrażenie. Znakomicie napisana, przemyślana w najdrobniejszych szczegółach, mądra i wartościowa pod względem poznawczym powieść Żukowskiej ukazuje skomplikowane dzieje rodziny Hollenbachów z przedwojennego Danzig. Autorka pochyla się nad jednostkami uwikłanymi w historię, analizuje naturę zbrodni i zła, mówi o właściwych i niewłaściwych wyborach, a także – może nawet przede wszystkim – o poszukiwaniu własnej tożsamości.

 

Katarina Hollenbach-Winckler jest sławną flecistką. Kiedyś miała na imię Katarzyna i nosiła inne, polskie nazwisko, ale w latach osiemdziesiątych zdecydowała się wyemigrować z Gdańska do Niemiec i tam kontynuować swoją muzyczną edukację. Tam też właśnie zrobiła prawdziwą karierę. Wyjazd do Niemiec sporo jednak Kati kosztował. Jej matka, Lila, zupełnie odwróciła się od córki i kobiety na wiele lat zerwały ze sobą kontakt. Kati nie rozumiała uporu i niechęci Lili wobec Niemiec. Wobec jej usamodzielnienia się. Wobec szeroko zakrojonych planów na przyszłość. Nie rozumiała jednak przede wszystkim antypatii Lili wobec Henrietty Winckler – siostry-bliźniaczki swojej własnej matki, o której nigdy się w domu nie mówiło i którą Kati odnalazła dopiero po śmierci babki. O istnieniu Henrietty dowiedziała się przypadkiem, kiedy porządkowała rzeczy zmarłej i w jej ręce wpadła fotografia przedstawiająca dwie dziewczyny łudząco do siebie podobne. Kati zaczęła wówczas podejrzewać, że ukochana babka – Janina Walicka – miała przed wojną życie, o którym nigdy nikomu nie opowiadała. I rzeczywiście – potwierdzają to odnalezione w dokumentach metryki urodzenia. Henrietty Hollenbach i... jej siostry Johanny. Kati odkrywa zatem nie tylko to, że jej babcia miała siostrę bliźniaczkę, ale też to, że urodziła się jako Niemka. I wcale nie pochodziła z ziem polskich, ale właśnie z Gdańska, który wówczas funkcjonował jeszcze pod nazwą Danzig... Historia rodziny Hollenbachów z Danzig staje się obsesją Kati. Dziewczyna decyduje się opuścić dom rodzinny i zamieszkać w Niemczech z Henriettą, czym doprowadza do wściekłości własną matkę. I jak się później okaże – Lila ma ku temu ważny powód. Niestety, Katarina nie odkryje tego na czas. Kiedy po trzydziestu latach wróci do Gdańska na pogrzeb matki, odnajdzie list, który wypełni luki w dziejach rodziny Hollenbachów i rozwieje wszelkie wątpliwości, ale też boleśnie unaoczni jej, jak wielki błąd popełniła ona sama... Historia Kati ustępuje miejsca innej historii. Historii Johanny Hollenbach, jej siostry Henrietty, jej brata i rodziców – całego rodu Hollenbachów, zamożnych kupców z przedwojennego Danzig...

 

Podczas lektury Skaz bez przerwy chodził mi po głowie cytat z... Terry'ego Pratchetta: Jestem ulepiona ze wspomnień moich rodziców, dziadków i przodków. Od nich pochodzi to, jak wyglądam, jaki kolor mają moje włosy. Jestem też po trosze każdą z osób, które spotkałam w swoim życiu i która zmieniła to, jak myślę. Więc co właściwie znaczy „ja”?* Izabela Żukowska ukazuje bohaterów, którzy mają bardzo podobne dylematy. Katarina przez całe swoje dorosłe życie poszukuje własnej tożsamości i usiłuje zdefiniować się na nowo w kontekście rodziny Hollenbachów, których krew płynie w jej żyłach. Johanna przez całe swoje powojenne życie usiłuje zamknąć za sobą przeszłość i to, co zostawiła w Danzig. Usiłuje określić się od zera w oderwaniu od korzeni, odcięta od własnej rodziny, z którą nie chce mieć już nic wspólnego. Kati usiłuje wydobyć historię Hollenbachów z mroków historii – Johanna chce ją ukryć. Robią to z bardzo podobnych powodów. Johanna nie potrafi żyć uwikłana w rodzinne relacje, nie umie pogodzić się z tym, czym stali się na jej oczach Hollenbachowie, nie chce wraz z nimi budować świata, w którym oni widzą swoją przyszłość. Katarina nie jest w stanie funkcjonować w oderwaniu od korzeni. Chce znać swoją historię, wiedzieć, kim jest i skąd się wywodzi. Tyle tylko, że nie każda rodzina może poszczycić się chlubną przeszłością. A kiedy Kati wreszcie to sobie uświadomi, będzie musiała uporać się z poczuciem straty, z przykrą świadomością, że życie ją oszukało i zawiodło. I że być może szukała na próżno. Bo z historią niekiedy faktycznie bywa tak, jak pisał James Joyce w Ulissesie. Historia jest nocną zmorą, z której staram się przebudzić**

 

Izabela Żukowska po mistrzowsku opisuje przedwojenne miasto Danzig, ukazuje obraz ówczesnego społeczeństwa zarówno w skali makro, jak i w skali mikro, opowiada o obyczajowych smaczkach, o mieszczańskiej dulszczyźnie, o gorsecie konwenansów, który ciasno oplatał kobiety nawet wtedy, gdy prawdziwe gorsety poszły już w odstawkę. O konwencjonalnym uwikłaniu w społeczne role, o życiu wedle z góry narzuconych zasad i czyichś oczekiwań, o hipokryzji i przywdziewaniu masek przyzwoitości, o tłamszeniu kobiecej ambicji i prawa do szczęścia mówi się w tej powieści bardzo wiele. Żukowska w swoich drobiazgowych obrazkach życia jednostek i budowaniu szerokich panoram przedwojennego Danzig przypomina wielkich dziewiętnastowiecznych realistów, dla których tak samo ważni byli indywidualni bohaterowie, jak i tło społeczne, sieć relacji i zakotwiczenie w systemie wzajemnych powinności. Znakomity jest tu również obraz Berlina zanurzonego w libertyńskie „Roaring Twenties”, w jazzową muzykę, szalone kabarety i teatry, w obyczajowo nieskrępowane imprezy, na których mężczyzna ubrany w sukienkę nie stanowił żadnego gorszącego widowiska. Berlin zostaje tutaj świetnie skontrastowany z prowincjonalnym i po mieszczańsku „przyzwoitym” Danzig. To miejsce, w którym ludzie czują się wolni, w którym chcą walczyć o niezależność. To również miejsce, które przechodzi bolesną zmianę z liberalnej arkadii w metropolię przykrytą czerwonymi flagami, ozdobionymi czarnym znaczkiem... Flagami, które zjawią się też i w Danzig. A Danzig wyjątkowo szybko daje się wchłonąć totalitarnej ideologii, eliminując poza nawias wszystkich tych, którzy nie zamierzają się podporządkować. I którzy z różnych powodów są inni, jak transseksualista Ludo – kuzyn Johanny, i jak Erno – jej brat, zakochany w Żydówce...

 

Skazy Izabeli Żukowskiej ukazują, jak niewielki wpływ na swoje życie może mieć jednostka uwikłana w historię. Jak trudno jest zrzucić więzy narzucane przez społeczne konwenanse, jak trudno oprzeć się hipokryzji i zacząć żyć po swojemu. Wyzwolić się spod czyjejś władzy i konsekwentnie realizować własną wizję szczęścia. Żukowska opowiada o poszukiwaniu tożsamości, o budowaniu i hartowaniu charakterów, o wykuwaniu pojedynczych losów z twardego kamienia historii. I jeszcze o tym, że istnieją sytuacje bez wyjścia i niekiedy nie można dokonać jednego słusznego wyboru. Poruszająca, doskonale napisana, mądra powieść.

 

Ps. Jeżeli jeszcze raz gdzieś przeczytam, że Skazy to „literatura kobieca” (nieważne, czy w znaczeniu pozytywnym, czy negatywnym), zacznę gryźć... Naprawdę.

 

 

* Pratchett Terry, Kapelusz pełen nieba, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

** Joyce James, Ulisses, wyd. Znak, 2013.

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież